niedziela, 3 lipca 2016

Relacja z premiery filmu Tini nowe życie Violetty

Przedwczoraj był wielki dzień w świecie polskich V-lovers. Dlaczego? Ponieważ odbyła się długo przez nas wyczekiwana premiera filmu "Tini-nowe życie Violetty"! Oczywiście jako zagorzała fanka, a także blogerka z chęcią wykonania najszybszej relacji musiałam pojawić się na premierze. Wiem, że nie każdy miał taką możliwość, bo w ich pobliżu jest tylko lokalne kino, w którym film wyświetlają jakiś czas później, albo po prostu zarezerwowali bilety na inną datę, dlatego nie obawiajcie się, post nie zawiera spojlerów. Jaka jest moja ocena filmu? Co mi się podobało, a co nie? Czy warto się na niego wybrać? Zapraszam!


Wybrałam się do kieleckiego kina Helios na seans o godzinie 17:45 wraz z 5 przyjaciółkami (przy okazji pozdrawiam Adę, Asię, Natalkę, Marcelkę i Kornelkę ♥). Kupiłyśmy popcorn i poszłyśmy do sali kinowej. Niby zasiadłyśmy na miejscach kilka minut po wyznaczonym czasie, ale i tak trwały reklamy. Z niecierpliwością je oglądałam. Nienawidzę reklam w kinie! Zauważyłam, że sala nie jest pełna, jednak duża jej część była zajęta. W pewnym momencie zobaczyłam ujęcie morza ze spokojną melodią w tle. Wiedziałam, że się zaczyna. Poprawiłam się w fotelu i zaczęłam uważnie obserwować i słuchać, co dzieje się na ekranie. W środku wirowały we mnie radość i wzruszenie, jednak chyba udało mi się ukryć te emocje. To tylko taki wstęp, najważniejsza część postu jeszcze się nie zaczęła.

Wiem, że pewnie kompletnie nie obchodzi Was to, jak czekałam na seans, dlatego przejdę do recenzji filmu. Po zwiastunie już wiedziałam, że to będzie coś wspaniałego, kompletnie innego od serialu. Szczerze, to po obejrzeniu filmu stwierdziłam, że przeszedł moje najśmielsze oczekiwania i jest dużo lepszy, niż można to wywnioskować ze zwiastuna! Produkcja naprawdę wzruszająca, zawierająca wszystkie emocje, jakie można sobie wyobrazić - oglądając go możemy się śmiać, jak i zarówno płakać, a nawet się złościć. Pewnie wiele osób przed obejrzeniem go myślało, że cały wątek Tini/Violetta będzie bardzo sztuczny i naciągany, producenci wymyślili go idealnie, bardzo prawdziwie i wzruszająco. Dodatkowo gra aktorska wszystkich z osobna - mistrzostwo!



Przechodząc do minusów filmu. Nie było ich wiele. Wiązały się głównie z dubbingu, którego zwolenniczką nie jestem w kompletnie żadnym filmie, pomijając rzecz jasna animacje. Bardzo denerwowało mnie to, że zamiast czytać "Leon Verdas", ciągle mówili "Leon Vargas", a polskie napisy podczas piosenek w ogóle nie pasowały do oryginału. Na przykład "Siempre Brillaras" za każdym razem tłumaczyli kompletnie inaczej, a słowa kompletnie się nie zgadzały. Wiem, że to tak dla łatwiejszego śpiewania w naszym języku, ale dla kogoś, kto zna i angielski i hiszpański jest to po prostu irytujące. Od razu wspomnę, że mam tylko jedno zdjęcie z seansu. Zrobiłam więcej, ale wszystkie rozmazały się pod wpływem szybkiej zmiany obrazu w filmie.



Wiele osób mówi, że to duży błąd, że pominęli w filmie inne postacie z serialu czepiając się przede wszystkim braku najlepszych serialowych przyjaciółek Violetty - Francesci i Camili. Niektórzy narzekają na to, że Tini będąc w trudnym okresie życia zwraca się do Ludmiły, a nie do wcześniej wspomnianych przyjaciółek. Ale może po prostu Lodovica i Candelaria nie chciały wziąć udziału w filmie, więc jak niby Violetta miałaby z nimi rozmawiać? Niewykluczone jest, że zaproponowano im udział, a one po prostu odmówiły. To samo ze związkiem Federico i Ludmiły, że nie ma o ukochanym blondynki żadnej wzmianki, a Ferro wiąże się z kimś innym. Wytłumaczyć to można tak, że chociażby reżyser stwierdził, że Supernowa rozstała się z Włochem.


I na koniec - polecam ten film wszystkim, nie tylko fanom serialu. Warto go zobaczyć!

Byliście na filmie?
Co Wam się podobało,
a co nieszczególnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz